(Przy okazji przepraszam Czytelników, że musieliście tak długo czekać na wpis. Wiem, że w dobie mediów elektronicznych taka "obsuwa" nie buduje pozytywnego wizerunku autora jako blogera, dziękuję jednak Sławkowi za motywację, która brzmiała mniej więcej tak: "Nie ma wpisu. Czytelnicy czekają, a Ty mydlisz im oczy jakimiś ciasteczkami". Także biję się w piersi i relacjonuję):
A na początek kilka faktów:
1) Co? I Górski Bieg Wilcze Gronie
2) Gdzie? Rajcza (Beskid Żywiecki)
3) Kiedy? sobota, 09/02/2013 godz. 11.00
4) Dystans? 15 km
![]() |
www.wilczegronie.pl |
5) Przewyższenie? 750 m
![]() |
www.wilczegronie.pl |
6) Warunki na trasie? Zimowe, terenowe. Zdjęcie mówi wszystko o warunkach (zrobione dzień przed):
![]() |
Jak widać trasa ciekawa :) Zdjęcie z profilu biegu na fb. |
Pierwszy widok po wyjściu z pociągu... bezcenny. Wiem, że jestem w górach. Śnieg, rzeka i płynące po niej kry. Urokliwe...
Na początek działania logistyczne: szkoła - biuro zawodów i rejestracja. Do startu zostało jeszcze kilka godzin. W szkolnej sali, która przez najbliższą dobę będzie moją kuchnią, sypialnia i salonem spotykam ekipę z Łodzi: Asię i Kamila. Klasyczne przedstartowe rozmowy z cyklu: "Od kiedy biegasz?" albo "Czy to Twój pierwszy górski bieg?", "Jak się ubierasz?", "A zabierasz coś do picia na trasę?" itp., a później już pełna gotowość i nurtująca myśl: "Jak to będzie?!"
Po drodze na start spotykam jeszcze Magdę i Krzyśka Dołęgowskich z napieraj.pl. Zamieniamy kilka zdań i udaję się na miejsce rozpoczęcia biegu.
Zebrało się trochę ludzi. Jeszcze chwila, jeszcze moment i...
Chwila przed startem |
Co jakiś czas mijają mnie jednak ambitni biegacze znużeni zapewne tym spokojnym jak na wyścig tempem. Postanawiam mimo wszystko pozostać w peletonie i nie przejmować się zbytnio dochodzącymi zza pleców okrzykami: "Lewa wolna!!". Bo choć wyprzedzający pędzą niczym pociąg z filmu braci Lumiere i przesuwają się o kilka miejsc do przodu, to jednak wysoki śnieg studzi ich zapędy i szybko sami wtapiają się w kolejkę biegaczy - chodziarzy i równym tempem suną do przodu.
Pnę się spokojnie w górę.
![]() |
Sznureczek biegaczy w drodze na Suchą Górę (zdjęcie od Piotrka Pudzianowskiego) |
Połowa trasy za mną. Na moment zatrzymuję się w punkcie odżywczym, a właściwie "grzewczym" - do wyboru herbata lub bulion. I choć nie było mi zimno, to skorzystałem (miło, że Organizatorzy zadbali o uczestników) i po kilku łyczkach hebaty poczułem się jak Asterix po wypiciu magicznego napoju).
Gdzieś na trasie... |
Półmetek |
Ostatni krótki podbieg. Przed sobą słyszę jakiś radosny głos. Wybiegam zza zakrętu i widzę Magdę dopingującą biegaczy tuż przed końcowym zbiegiem. Radosny doping połączony z informacją, że to juz końcówka i poklepaniem po plecach motywuje mnie do szybszego przebierania nóżkami. I ...
ostatni zbieg!! Rówolegle do stoku narciarskiego kilkaset metrów w dół. Staram się zbiegać z pełnym luzem i szybkością. Ne jest to może jeszcze szczyt biegowej finezji, ale przypominam sobie, że zbieg, to tak na prawdę kontrolowany upadek, więc lecę...
Meta! Pierwszy zimowy górski bieg uważam za zakończony :) Czas nie powala może na kolana - 2h46min (zwycięzca przebiegł metę w czasie 1h21min), ale uważam, że jak na debiut całkiem nieźle. Plan wykonany - ukończyć i nie poddać się.
Radość i satysfakcja! Jeszcze tylko medal, herbatka i telefon do Żony. "Już przybiegłeś?!" :) Cudowna.
Wracam do szkoły. Ogarniam się i odpoczywam. Wówczas nie wiedziałem jeszcze, że odpoczynek się przyda i że nie będzie to ostatnia atrakcja tego dnia... Ale co było dalej, napiszę później.
![]() |
Beskid Żywiecki zimą |